***
I am walking, but it is all sort of a lethargy. There are lips around me, there are hands around me, there are arms around me. My calendar could be filled with plans of meeting someone, but somehow more important than any calendars for me are maps right now. Where was I? Where were we? Where did I get lost? Where did we get lost? I'm home, but I'm not really here. I seem to leave no shadow on the walls I pass by. My skin although nicely toffee-coloured from the memories of this summer is the thinnest I've had in a long time. I lost four kilos in a month. My ribs can be easily counted just by looking at them. Contactless. I became contactless. I don't enjoy the touch. It doesn't even make me sad. I have an anchor on my heart, as big as the one I saw in Dover’s harbour. My heart dried out in the sun. It dried out completely. It is only my most wonderful friendships that are saving me right now, because somehow in the eyes of my friends, I can see the contours of who I was before I broke my own heart again. And yesterday for a second, I saw the outline of my past self. One second is a lot. One second is enough. Tomorrow is a new day. Maybe this time I'll wake up without remembering how I stood in the middle of a dusty village in Portugal with a backpack in my hand and a burning need to prevent myself from getting even more heartbroken in my legs. How many more of these stories will I have to collect in my portfolio?
///
Chodzę, ale jak w letargu chodzę. Są wokół usta, są dłonie, są ramiona. Mogłyby być zapchane sobą kalendarze, ale ważniejsze od kalendarzy są dla mnie teraz mapy. Gdzie byłam. Gdzie byliśmy. Gdzie się zgubiłam. Gdzie się zgubiliśmy. Jestem w domu, ale nic mnie w nim nie ma. Na ścianach mijanych nie zostawiam grama cienia. Ciało to skóra i chociaż jest już koloru toffee od wspomnień słońca to najcieńsza, jaką miałam od dawnych czasów się zrobiła. Minus cztery kilo w miesiąc. Żebra oczami można policzyć, palców do tego nie trzeba. Bezdotykowo. Bezdotykowa cała się zrobiłam. Nie cieszy mnie dotyk. Nie smuci mnie nawet. Mam na sercu kotwicę wielką taką, jaką widziałam w porcie w Dover. Wypłowiało mi serce. Do dna mi wypłowiało. Do dna. I tylko te moje najcudniejsze przyjaźnie mnie ratują, bo jakimś cudem w oczach przyjaciół widać kontury tego, kim byłam zanim znowu złamałam sobie serce. Wczoraj na sekundę widziałam ten swój stary kontur. Sekunda to dużo. Sekunda narazie wystarczy. Jutro nowy dzień. Może tym razem obudzę się bez przypominania sobie tego, jak stałam na środku zakurzonego pustkowia w Portugalii z plecakiem w ręce i ucieczką w nogach. Ile jeszcze tych historii do portfolio?
Recent Posts
aching for heavens longing for Eden past had it all can’t be unravelled I walk through thin ice here counting new freckles there is no...
this is me and I do not eat and I do not sleep and I cry when they serve meals now this is me unable to share unable to touch unable to...
it changed overnight I died, we died in an embrace, yet so far alone time, the happiest one Welsh record store fireplace and jazz how to...